Patrzę i milczę. Krzyczą: ukrzyżuj Go! Przecież ja Go nie skazuję, to oni...
Zbity, skrwawiony Jezus stoi i patrzy na mnie. Patrzy z miłością ale i z wyrzutem.
Serce me poruszyło się w piersi. Dlaczego Go nie bronię? Dlaczego boję się odezwać? Czy i mnie by oskarżyli?
A może naraziłbym się na śmieszność? Tak wygodniej. Nie oskarżać, nie bronić tylko umyć ręce.
Jak często nic nie mówie gdy inni oskarżają Kościół i Boga. Jak krzyczą inni, że głupi są ci co wierzą. Dali się omamić kapłanom. Zamiast myśleć i być wolnymi wybierają jakiegoś Boga...
Boję się. Lepiej się nie przyznawać do Jezusa. Lepiej stać na uboczu, lepiej... umyć ręce.
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Patrzę i milczę. Krzyczą: Ukrzyżuj Go! Przecież ja Go widzę, Jezusa z krzyżem na ramionach. Ciężka belka wbija się w jego ciało powodując ból. Jestem obok słyszę Jego ciężki oddech... ruszyli. Krok za krokiem, dźwięk łańcuchów i krzyk tłumu.
Serce me wzdryga się na samą myśl jak ciężko..., ale sam nic nie robię. Wolę bezpiecznie usunąć się na bok. Jeszcze będę musiał Mu pomóc...
Wolę wybierać łatwe życie, unikać trudu i odpowiedzialności. Najlepiej ciężar ten zrzucić na innych, w rodzinie, w pracy. Niech oni się wykażą a ja spokojnie ustawię się w życiu.
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Gruchot opadającego ciała. Trzask belki o ziemię. Leży, nie rusza się. Czy pomóc Mu wstać? Nie. Jeszcze pobrudzi moje ubranie, takie czyste, odświętne. On jest taki brudny!
Jezus spogląda w górę, jego wzrok spotyka się z moim wzrokiem. Zaciska zęby, zbiera siły i... wstaje. Dusza moja jakby wyrywa się z piersi i woła - przecież to Twój Bóg!
Czy w tym człowieku, tam leżącym pijanym jest obraz Boga? Czy ta zagubiona kobieta jest podobna do Jezusa? Czy ten kto mnie krzywdzi jest kochany przez Boga? A może to sam Jezus potrzebuje pomocy by wstać...
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Zamieszanie. Ktoś przeciska się przez straże. Jakiś krzyk. To Matka... Matka Jezusa. Przytula to skatowane ciało swojego Syna. Jej spojrzenie pełne bólu i bezsilności. Trwa to chwilę, zaraz jest odepchnięta przez jednego z żołnierzy.
Maryja spogląda na mnie i nie otwierając ust mówi do mego serca "to dla ciebie On cierpi, to za ciebie niesie ten krzyż".
Lepiej mi myśleć o dobrych chwilach. Wspominać Boże Narodzenie. Takie piękne święto. Małe dzieciątko w żłobie. Prezenty... Jezus cierpi za mnie? Ponosi karę bo ja na to zasłużyłem przez grzech? Może lepiej nie myśleć, lepiej udawać że moje życie to moja sprawa...
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
I Ty, Któraś współcierpiała, Matko Bolesna, przyczyń się za nami!
Patrzę i milczę. Krzyczą: ukrzyżuj Go! Przecież ja Go... Ej! Ty! Chodź tu! Daje się słyszeć głos żołnierza wypowiadany w moim kierunku. Cofam się tylko i chowam za plecami jakiegoś silnego mężczyzny. Wzięli jego. Każą nieść krzyż. Poszedł. Dlaczego nie uciekł?
Jezus spogląda wzrokiem nadziei na Szymona. Jest wdzięczny. Pozwala sobie pomóc.
A moje serce podchodzi mi do gardła - uciekłem, nie chciałem, bałem się...
Wolę być samodzielny, nie chce aby ktoś mi pomagał. Nie potrzebuję niczyjej łaski - przecież tak dobrze radzę sobie w życiu. Tak dobrze, że... nie potrzebuję Boga. Inni niech też będą samodzielni i nie proszą mnie o nic. Niech się nauczą...
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Zamieszanie z Szymonem, który bierze krzyż. Podbiega kobieta ze łzami w oczach zdejmuje z głowy chustę i czule wyciera twarz, tę twarz zeszpeconą, pokrytą krwią, plwocinami, pyłem...
Blask twarzy Jezusa, ten blask bijący od Niego zatrzymał na chwile mój oddech. Pod tymi ranami, pod tym brudem jest piękno. Jest Bóg!
Wolę widzieć zło w drugim człowieku. Jego potknięcia, niedoskonałości. Wolę mówić źle o innych. Obmowa, oszczerstwo - pluję na innych... Czy tam... pod tą zeszpeconą osobą przez moją opinię jest Bóg? Może w takiej właśnie chwili w ten sposób traktuję Boga...?
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Zbladł. Oczy uciekają Mu do góry. Pada... cisza wokoło. Umarł...? Da się słyszeć głos: Da radę, powstanie. Musi dokończyć tę drogę, musi dojść.
Powoli ale pewnie wstaje. Jest gotów iść dalej. Przed postawieniem kolejnego kroku spogląda na mnie i pyta wzrokiem: a ty? Chcesz iść dalej czy się poddasz?
Tyle razy już próbowałem się zmienić. Tyle razy obiecywałem sobie i innym, obiecywałem Bogu... może nie warto? Może i tak nie dam rady. Może grzech jest silniejszy ode mnie? Może zło jest mocniejsze od dobra? Może...
Mam się poddać? Zrezygnować tak łatwo... A może jednak warto iść do końca?
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Szloch, płacz, zawodzenie. Gromadka kobiet zebranych przy drodze widząc Jezusa nie może powstrzymać łez. Krew spod cierniowej korony zalewa Jego oczy. Nadludzki wysiłek sprawia, że drży na całym ciele. Zatrzymał się na chwilę i coś do nich powiedział. Przestały płakać...
Pomyślałem o sobie. Jak często płaczę podczas modlitwy, rozczulam się, gdy myślę o Bogu? Powinienem płakać nad własnym życiem, nad własnym grzechem, który zadaje ból memu Bogu.
Tak wiele dzieje się w moim sercu i myślach. Tak wiele emocji każdego dnia. Czy chcę się zmienić i wejść w głąb siebie, aby tam spotkać Boga? Aby wsłuchać się w Jego pouczenia i wskazania?
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stanął na chwilę. Spojrzał na miejsce, do którego
doszedł, miejsce skaliste wysuszone przez słońce i
wiatr. Spróbował rozejrzeć się w koło... upadł...
Podbiegają żołnierze szarpiąc skazańca by wstał.
Jeszcze nie koniec znęcania, bólu i cierpienia.
Jeszcze nie czas... Wstaje... Mój rozum nie pojmuje
tego co się dzieje. Walczę z myślami... czy to ma
sens? Skatowany Bóg u kresu sił jest gotów na
więcej... Nie umiem się odnaleźć patrząc na los, jaki
gotuje człowiek dla człowieka. Nie potrafię pojąć
tajemnicy cierpienia i niesprawiedliwości. Patrzę na
mego Zbawiciela i pytam dlaczego? Jak długo
trzeba znosić zło? Czy dam radę...
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Szyderczy śmiech... zabawa... niesamowite – zabrali nawet szaty... Nie ma już nic co należy do tego świata, żadnej rzeczy materialnej, niczego... Spuszczam wzrok z Jezusa, tak ciężko patrzeć na kogoś tak wyniszczonego, ograbionego, pozbawionego godności. Słyszę jednak głos – Jego głos w moim sercu – „to dla ciebie. Byś wiedział, że wszelka pożądliwość oczu, ciała i życia zamyka twoje serce na prawdziwe dobro i piękno”. Czy moje serce nie pęknie...? Wstyd... żal... zmieszanie... Ty Boże wiesz wszystko, Ty wiesz...
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Echo roznoszące łomot wbijających gwoździ... Jęk Jezusa wydobywający się z naprężonego ciała... ścięgna rozciągnięte do granic wytrzymałości i... miłość, która pragnie ogarnąć ramionami wszystkich ludzi. Nie potrafię nic powiedzieć, nic zrobić. Spoglądam tylko z bezpiecznej odległości na miłość... Czy potrafię tak kochać jak On? Czy potrafię zrezygnować ze wszystkiego? Czy dałbym się ukrzyżować? Czy za Jezusem chcę iść aż na krzyż?
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Klęczę pod krzyżem. Słyszę krople krwi spadające na ziemię. Jezus spogląda na mnie i pyta wzrokiem „człowieku, coś ty uczynił?”, a moja dusza wyrywa się z piersi przepełniona żalem i krzyczy – zgrzeszyłem...! Spojrzał w niebo, zwrócił się do Ojca i skonał... Czy mogę to zmienić? Czy mogę zapobiec? Nie! Już za późno! To co jedynie mogę zrobić to przytulić się do krzyża i pozwolić by ta krew mnie obmyła, namaściła, dała nowe życie.
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Pośpiech... Jest wieczór, zaraz święta. Radosny czas wspominania wielkich dzieł Boga. A tu nie pasuje to ciało umęczonego człowieka... Lepiej schować z oczu zło. Udawać, że nic się nie wydarzyło... Zostałem sam przy pustym krzyżu. Zachód słońca, świeży powiew wiatru i moje zakrwawione dłonie... Czy oszukam Boga? Czy powiem Mu – to nie moja wina – i będę z radością obchodzić święta? Padam na ziemię z sercem przepełnionym żalem. Chowam zapłakaną twarz w dłoniach i wołam „Ja to zrobiłem! Boże! To byłem ja! Miej litość nade mną... !”
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Ciemna grota. Kamień toczony przez trzech żołnierzy. Ostatni promyk światła odcięty. Pusto, ciemno, brak życia... To jest moje serce... serce gdzie umarł Bóg, wiara, nadzieja... W tej ciszy jednak słychać Jego głos – głos mojego Boga – „zmartwychwstanę”! Oddaję Ci Panie ciemności mego serca, wszystkie kamienie, które Ciebie przywaliły, odgrodziły blask światła. Oddaję Ci, to co we mnie umarło, na co straciłem nadzieję. Jedynie Ty możesz przywrócić mi życie, jedynie Ty możesz mnie zbawić. Tylko Ty jesteś drogą, prawdą, życiem i zmartwychwstaniem.
Ojcze Nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Chwała Ojcu...,
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!